.

.

wtorek, 28 czerwca 2011

FIKU -MIKU...

nie na patyku - tylko na guziku! - czyli niskobudżetowa forma sutaszu. Broszka zrobiona z ozdobnego guzika wielkości dwuzłotówki. Wzornictwo niewyszukane, nie chodzi o formę komercyjną. Chciałam tylko pokazać, że jak się bardzo chce, to można i w ten sposób. 

































Odpowiadam na pytanie w sprawie wagi kolczyków z sutaszu. Zamieszczam zdjęcia pokazujące wykonane przedmioty w dużym powiększeniu po to, by można było przyjrzeć się szczegółom. Ostatnio prezentowany komplet może wydać się masywny i ciężki, ale w rzeczywistości kolczyki wcale nie są duże i naprawdę są bardzo lekkie (kaboszon - to plastykowy koralik). Wszystkie kolczyki testuję na sobie, oceniam ich wagę i długość oraz to, jak się układają w trakcie noszenia. To ostatnie jest ważne ze względu na fakt, że tył jest wykończony filcem lub skórą. Część moich prac wykończona była na kleju, ostatnio jednak wolę je podszywać, bo uważam, że podszyte wyglądają estetyczniej. Wracając do wagi - jeżeli używam kaboszonów z kamieni naturalnych - to niestety wtedy waga wzrasta i staram się kolczyki wykonywać z kamyków dużo mniejszych niż zawieszki lub broszki.  Posumowując temat: prace z sutaszu tylko na zdjęciach wyglądają na sporych rozmiarów i ciężkie, w rzeczywistości większość jest delikatna i lekka jak piórko.

sobota, 25 czerwca 2011

Jeszcze mi wiosennie...

i kolorowo! Uszyłam nowy sutaszowy komplet - oczywiście bez wstępnego projektu. Połączyłam trzy kolory : cytrynowożółty, intensywny zielony i srebrny i powstałą biżuteria na słoneczne dni. Mogę śmiało powiedzieć, że technika opanowana została perfekcyjnie i praca moich rąk po prostu mi sie podoba. Stylistyka ociera się o Bollywood - ale w sutaszu podobno właśnie o to chodzi! Brakuje jeszcze kolczykom - bigli i łańcuszka do zawieszki - ale nie mogłam się powstrzymać i pokazuję.























Jakiś czas temu zgłosiłam moje sutaszowe zawieszki do dwóch wyzwań. Jedna z nich wygrała  wyzwanie w SZUFLADZIE  (przez losowanie), a także została wyróżniona:
i nagrodzona masami  modelarskimi. Zgłębiam teraz zasady ich użytkowania i główkuję nad zastosowaniem ich do wyrobu biżuterii. Jeszcze nie wiem, co z tego zrobię.

Kolejna moja sutaszowa zawieszka zajęła drugie miejsce w Artpiaskownicy i została nagrodzona bonem na zakupy. Cieszę się bardziej z faktu, że moje prace spodobały się niż z nagród. Za każdym razem, kiedy prezentuję coś nowego trapi mnie niepewność czy innym to się spodoba. Też tak macie?
Witam nowe obserwatorki i zachęcam do komentowania. Miłej niedzieli życzę!

czwartek, 23 czerwca 2011

Wspominam tatę...

Jestem dzieckiem starych rodziców i sama dźwigam na plecach pięćdziesiąty roczek, toteż wspomnienie o moim ojcu będzie jak najbardziej w stylu retro. Na małym blejtramie upięłam to, co chciałabym o ojcu pamiętać. Jako dziecko wstydziłam się moich rodziców, których wiek i wygląd podpowiadał, że mogliby być moimi dziadkami. Okrutne to było - mój sposób postrzegania ich i moje zachowanie. Jak każda mała kobietka chciałam mieć mamę piękną jak królewna i tatusia o wyglądzie amanta. I żeby byli wysportowani, eleganccy, światowi , itd. A tymczasem moja mamuś dźwigała sporą nadwagę, a tato miał czuprynę bujną wprawdzie, ale siwiutki był jak gołąbek odkąd tylko pamiętam. No i te ich przedwojenne zasady...
Dlatego wybrałam przedwojenne zdjęcie mojego rodziciela,który jak na fotografii widać miał urodę filmowego amanta. Zdjęcie zrobione zostało w roku 1938 w rodzinnej miejscowości moich rodziców - znanym uzdrowisku Solec Zdrój. Na tej fotografii, uratowanej przez zdolne ręce NESSY, rodziciel mój osobisty czaruje swoim urokiem nieznaną mi młodą kobietę (zapewne kuracjuszkę). Uwielbiam to zdjęcie z dwóch powodów po pierwsze - mój tato jest na nim MŁODY, czyli taki, jakiego nigdy nie znałam, po drugie: zdjęcie kojarzy mi się utraconą przez moich rodziców epoką - ich osobistym światem zamkniętym klamrą roku 1939, rzeczywistością utrwaloną w ich wspomnieniach dla mnie niedostępną.
Byt tutejszy mojego taty zamknął się dla niego o wiele za wcześnie (1921-1986) i im więcej czasu upływa od jego odejścia, moja pamięć płata mi figle. W moich wspomnieniach pojawia się właśnie taki, jak na tym zdjęciu...

















wtorek, 21 czerwca 2011

Gra w kolory..

W  ArtPiaskownicy  gramy w kolory :



















według tej mapki i szczerze mówiąc, bez tej podpowiedzi nie zdecydowałabym się sama na właśnie takie zestawienie kolorów. Gdy pierwszy raz spojrzałam na mapkę, pomysł ten wydał mi się absurdalny. W praktyce jednak nie wyszło najgorzej - zawieszka mimo swej asymetrii ładnie się prezentuje "na ludziu".





poniedziałek, 20 czerwca 2011

Takie tam zwyklaki...

Tak to wygląda, jak się chce coś na siłę zrobić, bo palce "swędzą":

































Na szczęście na uszach tego nie widać, ale i tak jest to potworek "do szuflady". A mnie dzisiaj wcale nie jest optymistycznie.....

środa, 15 czerwca 2011

To jest to!

Uznałam, że ten wisior wyszedł mi na tyle dobrze, że śmiało mogę powiedzieć o tej technice - TO JEST TO, co najlepiej mi wychodzi i szyję ten sutasz z przyjemnością.

































Opanowałam już szycie krzywizn i układanie sznurków w rękach tak, aby się łatwo poddawały. Potrafię uszyć cały element bez uprzedniego podklejania kaboszonu, nie widać już szwów - czyli całkiem  przyzwoita praca. Oczywiście - nie ustrzegłam się i w tym wisiorze pewnych drobnych asymetrii i nierówności - widać je na zdjęciu w zbliżeniu, natomiast nie rzucają się w oczy w trakcie noszenia. Uważam jednak, że to właśnie wyróżnia hanmade i nadaje mu cechy indywidualne. I to by było na tyle ględzenia dzisiaj.
Muszę się oddać mniej przyjemnym zajęciom. Oglądajcie, oceniajcie obiektywnie i komentujcie bez zbędnego słodzenia.

Wyzwanie u Modrak

















Kolczyki i zawieszka - zgłaszam je na wyzwanie u  MODRAK. Według Modrak zestawienie trzech kolorów: białego, czarnego i  żółtego - to kompozycja w sam raz na lato. W moim wydaniu - żółty kolor sutaszu zastąpiłam kolorem starego złota, zachowując żółtocytrynowe akcenty w postaci koralików. Kolczyki i zawieszka są dosyć spore i jak na swój rozmiar lekkie, bardzo ładnie się prezentują w uszach. Myślę, że wpisują się w zasady wyzwania.
Czy pamiętacie o obowiązku poddania się powszechnemu spisowi ludności? Tylko do jutra można to zrobić przez internet. Właśnie "się spisałam" - bez problemów, trwa to zaledwie kilka minut, przygotujcie sobie tylko NIP i Pesel. 
Proszę o podawanie propozycji na lipcowe candy - będzie to na pewno sutasz (drobiazg), czyli zawieszka, broszka lub kolczyki. Zgłaszajcie co chcecie wygrać i w jakim kolorze. Mówisz - masz!
Witam serdecznie nowe obserwatorki - mam nadzieję, że się tu nie nudzicie!
Pozdrawiam słonecznie i na przekór wszystkiemu powtarzajcie za mną: mam dobry dzień!

wtorek, 14 czerwca 2011

Losowanie czerwcowego zielonego candy

Candy wygrała zetka@ ! Proszę o podanie danych do wysyłki na maila. Pozostałym uczestniczkom dziękuję za udział  i zapraszam wszystkich na kolejne candy w lipcu - nagrodą w następnym candy będzie rónież sutaszowa biżuteria. Mam nadzieję, że bedziecie odwiedzać mojego bloga nadal. Miłego dnia i radosnych niespodzianek życzę!


TURKUSOWO

Rozpoczęłam pewien większy projekt, coś nie wyszło, coś popsułam - w efekcie brakło jednego koloru sznurka i jedyną zaakceptowaną częścią jest poniżej prezentowany motyw. Chyba zrobię z niego kolczyk i doszyję drugi.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Serce maleńkie jak orzeszek...

... naprawił polski kardiochirurg 500-gramowemu noworodkowi. Szyjąc sutaszowy kolczyk jednym okiem zerkałam na poranną audycję w TVN i zastanawiałam się, jak precyzyjne oko i sprawną rękę (w lateksowej rękawiczce!) musi mieć ten człowiek, który zeszył serduszko wielkości orzecha laskowego - czyli prawie połowę mniejsze niż kamyk w moim sutaszu. O tych zabiegach możecie poczytać sobie w tym miejscu, a ja dalej będę ćwiczyć szycie sutaszu, by  być może kiedyś dojść do perfekcji. I choć oczy już zmęczone wieloletnią praca na komputerze, a ręka drży... ja nie przestanę CHCIEĆ!


































sobota, 11 czerwca 2011

Na wyzwanie w kolorach ziemi...

W SZUFLADZIE ogłoszono wyzwanie, na które odpowiadam tak:

































Pozdrawiam tuzaglądaczy i zachęcam do zostawienia śladu po sobie. Zachęcam do wzięcia udziału w moim ZIELONYM  CZERWCOWYM  CANDY (banerek na pasku bocznym). Do wygrania jest jedna z wcześniej prezentowanych sutaszowych zawieszek i do kompletu broszka filcowa.

wtorek, 7 czerwca 2011

Męcze ten sutasz dalej...

Oceńcie same - czy ta broszka jest przeładowana koralikami?  Usłyszałam taką uwagę z ust osoby profesjonalnie zajmującej się tworzeniem sutaszowej biżuterii. Podobno zasada jest taka, że sznurki powinny dominować i na dodatek podobno najlepiej jest, gdy kolory sutaszu są  kontrastowe. Kłopot w tym, że mnie najbardziej podobają się kompozycje monochromatyczne lub w różnej tonacji jednej barwy. Nie korzystam z gotowych wzorów i nie tworzę najpierw projektu - po prostu biorę sutasz w ręce i szyję, pomysły rodzą się w trakcie pracy.  Z czasem trzeba będzie się jednak opierać na wstępnych projektach i w tym się muszę podszkolić. Jestem krytycznie ustosunkowana do własnych prac i ciągle coś tam niefajnego w nich znajduję. Powiem tak - do komercyjnego obrotu to się jeszcze nie nadaje, ale jak zrobiłam, to pokazuję!


poniedziałek, 6 czerwca 2011

Nie mogłam się powstrzymać!

Obłęd jakiś! Palce swędzą mnie do tego sutaszu! Jak widzicie, robię tylko zawieszki. Z prozaicznej przyczyny - mam w zapasie tylko pojedyncze kaboszony.










































Miłego dnia!

niedziela, 5 czerwca 2011

Pazurek

Tak nazwałam kolejna zawieszkę sutaszową:
















Przypominam, że zapisy na czerwcowe ZIELONE  CANDY (banerek u góry  - pod nazwą bloga) trwają do 14 czerwca. Poniżej na zdjęciu prezentuje się nagroda , w postaci zielonej zawieszki :

































Miłego poniedziałku!

Zawieszka sutaszowa

Bardzo miło spędziłam wczorajsze popołudnie na warsztatach haftu sutaszowego prowadzonych przez Panią Marię Janas.  Jestem zadowolona z udziału w tych warsztatach, ponieważ udało mi się znacznie podszkolić technikę i zdobyć informacje na temat materiałów, przy okazji zaopatrzyłam  się w kilka kamyczków. Po raz kolejny miałam okazję  przekonać się, że wiedza nabyta przy okazji śledzenia nowości na blogach i w trakcie przeglądu tutoriali ma się do praktyki tak, jak pięść do nosa. Szczerze ucieszył mnie fakt, że osoba prowadząca szkolenie okazała się profesjonalistką, a przekaz był jasny i czytelny. Biżuteria zaprezentowana w  wykonaniu Pani Marii okazała się być na prawdziwie wysokim poziomie i zachwyciła mnie ( a muszę stwierdzić, że jestem bardzo krytyczna i mało co mi się podoba) precyzją wykonania, wzornictwem i użytymi komponentami. Jeżeli macie ochotę obejrzeć lub nabyć  jej biżuterię - to polecam to miejsce i kobietka39.  A teraz ja się pochwalę: wszystkie wykonywałyśmy zawieszkę według jednego - najprostszego - schematu, dobierając sutasz i koraliki według własnego uznania. Moja zawieszka wyszła tak, jak na zdjęciu poniżej:
































































Nie udało mi się jednak ustrzec pewnych błędów w wykonaniu, ale mimo to mam zamiar zawieszkę nosić. Pozdrawiam wszystkich niedzielnie i życzę nieustająco dobrego humoru. Powtarzajcie sobie codziennie : 
" moje życie to pasmo samych sukcesów". Ta afirmacja bardzo mi się spodobała i powtarzam ją sobie nieustannie wbrew wszystkim przeciwnościom i na przekór kłopotom - jeżeli nie pomoże, to z pewnością nie zaszkodzi!!!

środa, 1 czerwca 2011

Cesarskie naleśniki...

z kwiatami czarnego bzu, który o tej porze właśnie obficie kwitnie. Poniżej zamieszczę przepis na ten niestety tuczący placuszek. Zdjęcia niestety nie mam, bo aparat akurat był nie naładowany i naleśniki "się zjadły w międzyczasie". 
 Jest to potrawa znana w moich stronach -  raczej "po cysarskiej" niż "po pruskiej" stronie. Niedaleko od miejsca,  w którym mieszkam (ok. 2km) przebiegała niegdyś granica Cesarstwa Austro - Węgierskiego i do czasów dzisiejszych  pozostały z tego okresu tradycje, ale również i różne zaszłości rodem z CK Dezerterów (ale o tym napiszę innym razem). Żyję po "pruskiej" stronie, ale naleśniki  i Wojaka Szwejka pasjami lubię...

Naleśniki z kwiatami

Przygotowujemy ciasto naleśnikowe gęściejsze z dodatkiem gazowanej wody mineralnej, dzięki  której naleśniki są lżejsze i pulchne. Na rozgrzaną patelnię z niewielką ilością tłuszczu wylewamy ciasto w postaci mniejszych placków, po czym gałązkami w górę umieszczamy pojedyncze kwiaty bzu. W momencie, kiedy ciasto się zetnie odcinamy nożyczkami zielone łodyżki. Przewracamy na drugą stronę i smażymy do uzyskania złocistego koloru. Tak usmażone kwiatowe naleśniki posypujemy cukrem pudrem do smaku i już możemy się delektować cesarskim przysmakiem. 
 Historia "cesarskich naleśników" znaleziona w sieci:

To przysmak, którym zachwycił się nawet cesarz Franciszek Józef I kiedy
odwiedził Cieszyn w czasie wielkich manewrów wojskowych w 1906 r.,. Cesarz jeździł po
okolicy i spotykał się ze swoimi podwładnymi. Ponieważ właśnie kwitł bez,
mieszkańcy smażyli góry naleśników i częstowali  nimi cesarza. Od tamtej pory był to
jeden z jego ulubionych deserów.
Zwyczaj smażenia "cesarskich naleśników" przetrwał w niektórych cieszyńskich
domach do dzisiaj. Starą tradycję przypomina także kawiarnia Cafe Muzeum
działająca w pałacu Muzeum Śląska Cieszyńskiego.

Napój z czarnego bzu

Zbieramy koszyczki kwiatów  w ilości 30-50 sztuk. Potrzebne są  również:
-  cytryna,
- 4 łyżki stołowe cukru,
- przegotowana woda.
W szklanym lub ceramicznym naczyniu układamy kwiatostany bzu, przekładamy plastrami cytryny ze skórką (którą najpierw sparzamy), zasypujemy cukrem i zalewamy litrem wrzątku. Przykryte naczynie odstawiamy na półtora dnia.
Po tym czasie odcedzamy kwiaty, można też dodać kilka listków świeżej mięty pieprzowej dla złamania smaku. Napój jest klarowny, o barwie słomkowej. Uzupełniamy go niegazowaną wodą mineralną, można dodać kostki lodu i jeszcze trochę świeżej cytryny lub pomarańczy (dla amatorów kwaśniejszej wersji). Otrzymujemy delikatny napój orzeźwiający.
Poniżej jeszcze  jeden przepis, który znalazłam w "Burdzie" z 1994 roku:


































Smacznego!