... zrobiłam kolejne broszki... Podobno lato ma być równie deszczowe jak wiosna, co zapewne zaowocuje wysypem ciekawych prac na blogach. Po cichutku coś tam sobie dłubię nowego - jak wyjdzie, to się niebawem pochwalę.
Tymczasem polecam nalewkę pod szumną nazwą "bożonarodzeniówka".
Bierzemy największy słój, jaki znajdziemy pod ręką i kolejno wkładamy
- owoce sezonowe w dowolnej kolejności przesypując trzcinowym cukrem, ewentualnie zamiast cukru dodajemy miód i zalewamy 100 ml spirystusu po każdej warstwie. Owoce dorzucamy oczywiście przez całe lato i jesień. Możemy dla podsycenia smaku dorzucić wędzone śliwki (najlepiej kalifornijskie) i rodzynki. Dodajemy również odrobinę cynamonu i goździków. Jedną warstwę powinny stanowić cytryny pokrojone w plastry lącznie ze skórką (wyparzoną). Dwa tygodnie przed świętami cedzimy wszystko przez gazę dwu- lub trzykrotnie (nalewka jest mętna) i rozlewamy do butelek. Otrzymaliśmy produkt wysoce rozweselający, o dużej sile rażenia. Postępujmy z nim zatem rozważnie. Polecam go jako rozgrzewacz na zimowe wieczory. Niezawodny na tzw. "babskie posiady", na otarcie łez nieszczęśliwie zakochanej przyjaciółki i tym podobne...
A teraz kontemplujcie moje antydepresanty. Pewnie wylosujecie je w którymś candy:
Broszki są jak zwykle b.oryginalne :-)
OdpowiedzUsuńI zachwyciły mnie zdjęcia na korze drzew- piękne !
pozdrawiam
Piękne są Twoje broszki. Też zwróciłam uwagę na korę - cudnie to wymyśliłaś.
OdpowiedzUsuńZielona broszka mnie chwyciła za serce.
Piękności, ach...
Super że do mnie wpadłaś:)
OdpowiedzUsuńJak u Ciebie ślicznie i jakie piękne broszki pozwolisz, że się rozgoszczę? :)
Zapraszam, zapraszam - i proszę częściej!
OdpowiedzUsuń