.

.

niedziela, 23 maja 2010

Tak od niechcenia...


... zrobiłam kolejne broszki... Podobno lato ma być równie deszczowe jak wiosna, co zapewne zaowocuje wysypem ciekawych prac na blogach. Po cichutku coś tam sobie dłubię nowego - jak wyjdzie, to się niebawem pochwalę.
Tymczasem polecam nalewkę pod szumną nazwą "bożonarodzeniówka".

Bierzemy największy słój, jaki znajdziemy pod ręką i kolejno wkładamy

- owoce sezonowe w dowolnej kolejności przesypując  trzcinowym cukrem, ewentualnie zamiast cukru dodajemy miód i zalewamy 100 ml spirystusu po każdej warstwie. Owoce dorzucamy oczywiście przez całe lato i jesień. Możemy dla podsycenia smaku dorzucić wędzone śliwki (najlepiej kalifornijskie) i rodzynki. Dodajemy również odrobinę cynamonu i goździków. Jedną warstwę powinny stanowić cytryny pokrojone w plastry lącznie ze skórką (wyparzoną). Dwa tygodnie przed świętami cedzimy wszystko przez gazę dwu- lub trzykrotnie (nalewka jest mętna) i rozlewamy do butelek. Otrzymaliśmy produkt wysoce rozweselający, o dużej sile rażenia. Postępujmy z nim zatem rozważnie. Polecam go jako  rozgrzewacz na zimowe wieczory. Niezawodny na tzw. "babskie posiady", na otarcie łez nieszczęśliwie zakochanej przyjaciółki i tym podobne...

A teraz kontemplujcie  moje antydepresanty. Pewnie wylosujecie je w którymś candy:







4 komentarze:

  1. Broszki są jak zwykle b.oryginalne :-)
    I zachwyciły mnie zdjęcia na korze drzew- piękne !
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne są Twoje broszki. Też zwróciłam uwagę na korę - cudnie to wymyśliłaś.
    Zielona broszka mnie chwyciła za serce.
    Piękności, ach...

    OdpowiedzUsuń
  3. Super że do mnie wpadłaś:)
    Jak u Ciebie ślicznie i jakie piękne broszki pozwolisz, że się rozgoszczę? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam, zapraszam - i proszę częściej!

    OdpowiedzUsuń