.

.

środa, 2 czerwca 2010

Coś czerwonego...



Miało być radośnie, energetycznie, pozytywnie...
A tymczasem nawet foty jakieś blade wyszły.
Muszę się doświetlić w solarium,  końca tej mokrej apokalipsy nie widać i z niepokojem obserwuję moje ręce w obawie, że błony pławne mi rosną między palcami. Solarium też ponoć niezdrowe, przy moim szczęściu będę wyglądać po seansie jak stara indianka.
Zakupione w zeszłym sezonie czerwone klapeczki nie doczekały się jeszcze inauguracji i wygląda na to, że znikną w czeluściach szafy. Zrobiłam do nich taką torebko - siatkę, co to pomieści wszelkie damskie utensylia. Broszka powstała niejako do kompletu.

I z rozpędu zrobiłam następne....



3 komentarze:

  1. Czerwień prześliczna i jakie łsadne klapeczki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł z czerwienią miałaś wspaniały.
    Taki wyjściowy komplecik sobie zrobiłaś.
    Piękie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Broszki jak zwykle śliczne, a czerwone pantofelki na pewno doczekają się słońca! Nie piecz się na starą Indiankę, błagam!;-)

    OdpowiedzUsuń