.

.

środa, 1 czerwca 2011

Cesarskie naleśniki...

z kwiatami czarnego bzu, który o tej porze właśnie obficie kwitnie. Poniżej zamieszczę przepis na ten niestety tuczący placuszek. Zdjęcia niestety nie mam, bo aparat akurat był nie naładowany i naleśniki "się zjadły w międzyczasie". 
 Jest to potrawa znana w moich stronach -  raczej "po cysarskiej" niż "po pruskiej" stronie. Niedaleko od miejsca,  w którym mieszkam (ok. 2km) przebiegała niegdyś granica Cesarstwa Austro - Węgierskiego i do czasów dzisiejszych  pozostały z tego okresu tradycje, ale również i różne zaszłości rodem z CK Dezerterów (ale o tym napiszę innym razem). Żyję po "pruskiej" stronie, ale naleśniki  i Wojaka Szwejka pasjami lubię...

Naleśniki z kwiatami

Przygotowujemy ciasto naleśnikowe gęściejsze z dodatkiem gazowanej wody mineralnej, dzięki  której naleśniki są lżejsze i pulchne. Na rozgrzaną patelnię z niewielką ilością tłuszczu wylewamy ciasto w postaci mniejszych placków, po czym gałązkami w górę umieszczamy pojedyncze kwiaty bzu. W momencie, kiedy ciasto się zetnie odcinamy nożyczkami zielone łodyżki. Przewracamy na drugą stronę i smażymy do uzyskania złocistego koloru. Tak usmażone kwiatowe naleśniki posypujemy cukrem pudrem do smaku i już możemy się delektować cesarskim przysmakiem. 
 Historia "cesarskich naleśników" znaleziona w sieci:

To przysmak, którym zachwycił się nawet cesarz Franciszek Józef I kiedy
odwiedził Cieszyn w czasie wielkich manewrów wojskowych w 1906 r.,. Cesarz jeździł po
okolicy i spotykał się ze swoimi podwładnymi. Ponieważ właśnie kwitł bez,
mieszkańcy smażyli góry naleśników i częstowali  nimi cesarza. Od tamtej pory był to
jeden z jego ulubionych deserów.
Zwyczaj smażenia "cesarskich naleśników" przetrwał w niektórych cieszyńskich
domach do dzisiaj. Starą tradycję przypomina także kawiarnia Cafe Muzeum
działająca w pałacu Muzeum Śląska Cieszyńskiego.

Napój z czarnego bzu

Zbieramy koszyczki kwiatów  w ilości 30-50 sztuk. Potrzebne są  również:
-  cytryna,
- 4 łyżki stołowe cukru,
- przegotowana woda.
W szklanym lub ceramicznym naczyniu układamy kwiatostany bzu, przekładamy plastrami cytryny ze skórką (którą najpierw sparzamy), zasypujemy cukrem i zalewamy litrem wrzątku. Przykryte naczynie odstawiamy na półtora dnia.
Po tym czasie odcedzamy kwiaty, można też dodać kilka listków świeżej mięty pieprzowej dla złamania smaku. Napój jest klarowny, o barwie słomkowej. Uzupełniamy go niegazowaną wodą mineralną, można dodać kostki lodu i jeszcze trochę świeżej cytryny lub pomarańczy (dla amatorów kwaśniejszej wersji). Otrzymujemy delikatny napój orzeźwiający.
Poniżej jeszcze  jeden przepis, który znalazłam w "Burdzie" z 1994 roku:


































Smacznego!

6 komentarzy:

  1. O! Naleśniki z kwiatami akacji już jadłam, ale żeby bez... U nas przekwitł niestety, bo może bym i spróbowała

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi zachęcająco, elegancko i smakowicie :)
    Efekt wizualny też musi być fantastyczny.
    Niestety u mnie bzu też już nie ma :(
    Ale może nadadzą się inne kwiaty :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. spróbuję z pewnością napoju, naleśnikom niestety musze powiedziec stanowcze nie, ponieważ weszłam na ciężką i dłuuugą drogę diety......

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, ze nigdzie bzu pod ręką nie mam, bo uwielbiam naleśniki i chętnie bym spróbowała czegoś nowego... Pozdrawiam z Prus Wschodmich ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Na bez muszę jeszcze poczekać, u nas dopiero pojawiły się pączki:)Ale nie ma tego złego, jestem w trakcie zbierania płatków róży:))) Na napoje, konfitury, nalewki i inne delicje:)))
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak, mieszkam w Cieszynie od prawie 16 lat, a dopiero dziś po raz pierwszy zrobiłam cesarskie nalesniki z czarnym bzem. Generalnie w ogole lubimy nalesniki. Te są aromatyczne :)

    OdpowiedzUsuń